Jak to powiedzieć, żeby nie powiedzieć


“Pogromca dusz" w piżamie

Lęk, wstyd, żal są więc mile widziane na spowiedzi. Tym milej, im bardziej wyraźnie korespondują z rozumem i wolą człowieka, czyli im bardziej są wyrazem zintegrowanej i dojrzałej osobowości. Każdej ludzkiej czynności towarzyszy jakaś emocja lub uczucie, więc i spowiedź powinna mieć emocjonalne zabarwienie. Odrobina lęku nie jest zła, podobnie jest ze wstydem czy żalem, które w naturalny sposób wiążą się z tym sakramentem. Bez tremendum także i fascinosum1 byłoby pozbawione smaku! Lęk nie tylko straszy, ale i ostrzega przed niebezpieczeństwem. Nie jest nim jednak spowiedź, ale grzech i uporczywe w nim trwanie.

Lęk może też wynikać z chorobliwej nadwrażliwości lub z jakichś traumatycznych doświadczeń, np. ze spotkania ze zbyt porywczym księdzem. Co robić w przypadku panicznego lęku przed spowiedzią? Przychodzi mi na myśl metoda terapeutyczna nazywana “intencją paradoksalną W. Frankla", polega ona na prowokowaniu sytuacji lękowej. Panicznie boisz się spowiedzi u ks. X., to poproś go o spowiedź i najlepiej na samym początku powiedz, jak bardzo się boisz. Lęk się zmniejszy lub ustąpi. Może nie zadziała to w każdym przypadku, ale tym zdrowszym i nieznerwicowanym na pewno pomoże. Innym sposobem na lęk przed spowiednikiem jest prosta wizualizacja, tj. wyobrażenie sobie go w sytuacji odmiennej, np. w piżamie lub na grządce pietruszki. To automatycznie zmniejsza nadmierny niepokój przed konkretnym człowiekiem, nawet jeśli będzie to największy “pogromca dusz" w okolicy. Każdy ma jednak własne i niepowtarzalne lęki, które można zrozumieć jedynie w szerszym kontekście jego osobowości, dlatego trudno podać uniwersalne rozwiązania.

Przede wszystkim jednak nie należy tłumić lęku, ani tego traumatycznego, ani naturalnego. Zwykle kończy się to unikaniem spowiedzi przez długie lata lub unikaniem wyznania grzechów, które są źródłem tych lęków. W konsekwencji grozić to może duchową stagnacją, a nawet zatwardziałością serca. Dotyczy to nie tylko świeckich, ale i kapłanów. Spowiadałem już w życiu kapłanów, którzy po urazie wyniesionym z konfesjonału sami przestali się spowiadać, i to na wiele lat, będąc jednocześnie bardzo wyrozumiałymi spowiednikami.