O cierpieniu z prof. Bogdanem Chazanem

6 lutego podczas spotkania z prof. Bogdanem Chazanem w naszej parafii, rozmawialiśmy między innymi o powołaniu lekarza i cierpieniu. Oto fragment wywiadu, który publikujemy, w związku z przypadającym dziś XXIII Światowym Dniem Chorego.


Panie Profesorze, jest Pan lekarzem z imponującym dorobkiem naukowym i ogromnym doświadczeniem zawodowym. Jako niewątpliwy autorytet w dziedzinie medycyny, bo to chyba wielu osobom dziś umyka, na pewno mógłby Pan dużo opowiadać o swojej pracy. W jaki sposób Pan podchodzi do swojej profesji? Czy bycie lekarzem, to tylko praca, zawód jak każdy inny?

Zawód lekarza był moim marzeniem od dzieciństwa. Myślę, że wybrałem ten zawód właściwie. To jest szczególny zawód na pewno, bo polega na służbie innym, na udzielaniu rad, wykonywaniu czynności, czasem połączonych z bólem. Wyróżnia się szczególnie chyba tym, że ludzie powierzają w ręce lekarzy swój najdroższy skarb – zdrowie

To w związku tym kusi niektórych przedstawicieli zawodu, żeby traktować pacjentów w sposób patriarchalny, z góry, żeby swoją dominującą z natury pozycję podkreślać i wykorzystywać. Nie jest to właściwe.

W dzisiejszych czasach słusznie zwraca się uwagę na to, żeby relacje między lekarzem, a pacjentem były partnerskie, żeby lekarz pochylił się nad niedolą człowieka chorego, żeby wysłuchał, żeby poradził, znalazł czas, gest, uśmiech. To są wymagania wydaje się proste, ale każdy z nas ma czasem gorsze chwile, jest zmęczony. Mam jednak taką nadzieję, że moje koleżanki i moi koledzy pamiętają o powołaniu, jakie temu zawodowi przyświeca - powołaniu leczenia ciał, organizmów ludzkich, ale przy okazji i dusz.

Uważa się, że od leczenia dusz są wyłącznie duszpasterze. Nieprawda. Lekarz powinien pamiętać o tym, że pacjent ma też duszę. Jeżeli lekarz będzie się o tę duszę troszczyć, będzie to z pewnością z korzyścią dla pacjenta. Może nie wszyscy lekarze to powołanie mają. Część z nas pobiera pensję co miesiąc, wychodzi rano do pracy, potem wraca i zapomina o wszystkim, ale wydaje mi się, że to nie jest typowe.

Hasło tegorocznego Światowego Dnia Chorego to: „Niewidomemu byłem oczami, chromemu służyłem za nogi”. Czy w stosunku do pacjenta lekarz powinien być właśnie taki?

Ojciec Święty Franciszek rok temu wydał bardzo ciekawe orędzie na Dzień Chorego. Tam po raz pierwszy pojawiło się słowo, które może rzadko pada w tego rodzaju dokumentach – czułość. Ojciec święty uważa, że to powinno cechować lekarza, w stosunku do chorego.

Natomiast w tym roku hasło pochodzi z księgi Hioba i chodzi w nim o to, żeby być przewodnikiem, żeby zastępować niewidomemu oczy. Choćby do tego są potrzebne oczy lekarza, żeby chodzić po skomplikowanych labiryntach naszej opieki zdrowotnej. W tym wszystkim jest za mało humanizmu, za mało serca, więc powinniśmy być przewodnikiem chorego. Ale najważniejsze jest to, żeby choremu człowiekowi ulżyć, żeby go wesprzeć, żeby dać mu ramię, żeby go pocieszyć.

W Starym Testamencie jest taka przypowieść, w której Eliasz idzie przez pustynię, w pewnym momencie wydawało mu się, że już nie dojdzie do swojego celu, usiadł pod drzewem i zasnął zdecydowany, że tutaj umrze. Wtedy podszedł do niego anioł, obudził go, dał mu kawałek podpłomyka i dzban z wodą, dzięki czemu ten człowiek wstał i poszedł dalej. Powinniśmy być właśnie takimi aniołami.

W tegorocznym orędziu Ojciec święty wspomina, że mądrością serca jest służba bliźniemu i podaje nasze obowiązki wobec chorych. Pierwszy, to trwanie przy bliźnim. Św. Atanazy wspominał, że samotność chorego jest dla niego większą klęską niż sama choroba. Drugi, to wyjście poza siebie ku bliźniemu, czyli przekroczyć własne ograniczenia, zmęczenie, niechęć, brak czasu. Po trzecie być solidarnym z bliźnim bez osądzania go, a więc nie pytać go za wiele, nie komentować ale  zachować delikatność i trwać przy nim. 

W Orędziu Papieża Franciszka czytamy o cierpieniu, że „człowiek swoim umysłem nie jest w stanie do końca go pojąć.” Na pewno widział Pan w życiu sporo cierpienia. Zastanawiał się Pan nad tym dlaczego Pan Bóg je dopuszcza?

Cierpienie jest jakąś tajemnicą i nieodłączną częścią naszej drogi życiowej, naszej pielgrzymki. W dzisiejszych czasach cierpienie jest uważane za coś niewłaściwego. Nie bardzo tolerujemy cierpienie. Nie lubimy cierpieć sami i nie lubimy patrzeć na czyjeś cierpienie. Musimy jednak pamiętać o tym, że cierpienie w życiu jest i że nie wszystko ma być w życiu łatwo i przyjemnie.

Ja to widzę zwłaszcza w swojej dyscyplinie medycyny, czyli w położnictwie. Nie ma chyba nic złego tym, że chcemy mieć dzieci zdrowe, piękne i zdolne, ale jednocześnie nie tolerujemy żadnego odstępstwa. Mamy dzieci mało, ale te dzieci muszą spełniać wszystkie oczekiwania rodziców, w związku z tym wszelką nieprawidłowość bardzo przeżywamy. Trudno żebyśmy nie przeżywali, ale jednocześnie te nasze oczekiwania wobec świata, w którym cierpienia nie ma są wydaje mi się przesadzone i niezbyt właściwe.

Był Pan oskarżany o to, że spowodował cierpienie matki, która musiała patrzeć na to, że jej synek z wadami wrodzonymi umiera i oburzano się, że to Pana wina…

Na tę sprawę można spojrzeć różnie, bo z drugiej strony świadomość tego, że to dziecko przestało żyć w moim wnętrzu przeze mnie, albo świadomość tego za parę lat, mogłaby być źródłem cierpień bardzo dużych i trwających długo.

Mówiono też, że to dziecko cierpiało, kiedy się urodziło. Mam nadzieję, że cierpienia nie były udziałem tego dziecka w dobrze prowadzonym oddziale intensywnej terapii noworodków, że czułe pielęgniarki zaopiekowały się tym dzieckiem, i dzięki temu może miało szansę ujrzeć słońce, może miało szansę poczuć dotyk matki, czy usłyszeć jej głos. Nie sądzę jednak, żeby zabieg aborcji nie był połączony z dużym bólem fizycznym, które to dziecko miałoby znieść. To jest pewien przykład tego jak dyskutujemy na temat cierpienia w dzisiejszych czasach jak się do tego odnosimy.

 Co może być odpowiedzią pracownika medycznego na cierpienie?

Chyba miłość. Czasami tę sytuację można porównać do pomagania Panu Jezusowi w dźwiganiu krzyża tak jak to robił Szymon z Cyreny. Ważne jest to, aby lekarz pamiętał też o tym drugim obywatelu, dziecku, które jest w łonie matki, żeby pamiętał o jego potrzebach o jego ciele, a także o jego duszy. Jeżeli mówimy o duszy dziecka, o którą się cała ta sprawa toczyła, to myślę że fakt, że to dziecko się urodziło i że mogło być ochrzczone jest powodem do radości.

Pocieszenie, czułość, nacechowana szacunkiem i wiarą w drugiego człowieka - takie podejście lekarza do chorego człowieka jak myślę może mu pomóc może go podnieść może mu dodać siły, nadziei, ale także może być bodźcem do choćby chwilowej poprawy zdrowia.

Wielokrotnie odwołuje się Pan do chrześcijańskiego systemu wartości. Jaki wkład w pomoc ludziom chorym ma Kościół katolicki? Czy między Kościołem katolickim, a służbą zdrowia jest dziś jakaś współpraca?

W Afryce, w Kenii organizacja ginekologów katolickich MaterCare International w porozumieniu z miejscowym wikariatem apostolskim w Isiolo, założyła szpital położniczy i tam bardzo duży odsetek -70-80% opieki medycznej, zwłaszcza nad matkami i dziećmi, jest sprawowana przez kościół katolicki, ponieważ państwowa służba zdrowia jest w rozsypce.

A nasze polskie „podwórko”?

Jeśli mówimy o Polsce, to nie każda diecezja ma taką dobrą sytuację jak Diecezja Warszawsko - Praska, gdzie arcypasterz jest lekarzem, w związku z tym zrozumienie między lekarzami, a Kościołem jest szczególnie duże. Mam ten zaszczyt i przyjemność, że uczestniczę w rożnego rodzaju spotkaniach, uroczystościach inicjowanych przez abp Henryka Hosera np. Dzień św. Łukasza, czy ostatnio „Jutrznia za nienarodzonych”. Ten kontakt jest żywy. Ksiądz Arcybiskup rozumie potrzeby lekarzy, rozumie nasz sposób myślenia. Jego homilie zawsze uderzają w sam punkt, potrafi zebrać wokół siebie największe autorytety. Ta relacja powinna być dobra, poczynając od najwyższego poziomu, kończąc na szpitalach i przychodniach.

Bardzo poważną rolę spełnia kapelan szpitalny. Rolę, która jest trudna, dlatego że ciągle ma kontakt z ludźmi, którzy są ciężko chorzy, którzy są na końcu swego życia, ale która na pewno jest też źródłem wielu pięknych chwil, kiedy ludzie którzy nie byli u spowiedzi przez całe życie decydują się pojednać z Bogiem. Taka chwila musi być bardzo piękna, także i dla kapłana, który przy tym jest - z pewnością go to wzmacnia.

Czy miałby Pan jakieś oczekiwania wobec Kościoła, jeśli chodzi o wsparcie dla samych lekarzy?

Myślę, że koledzy i koleżanki, którzy nie chcieliby brać udziału w pewnych procedurach, a ich szefowie ich do tego zmuszają, stają wobec bardzo trudnej sytuacji, ponieważ mogą stracić miejsce pracy, dlatego też to wspomaganie personelu medycznego, wzmacnianie sumień, wsparcie również dla organizacji lekarskich i pielęgniarskich jest bardzo ważne. Tego bardzo potrzebujemy, za to jesteśmy wdzięczni.

Co Pan, Panie Profesorze ma nam tutaj w Miedzeszynie do przekazania z okazji XXIII Światowego Dnia Chorego?

Wszyscy byliśmy, jesteśmy lub kiedyś będziemy chorymi. Stan cierpienia towarzyszy nam wszystkim podczas naszej ziemskiej wędrówki, dlatego powinniśmy zwrócić naszą myśl ku chorym. Powinniśmy czuć łączność z tymi osobami, a nie dostrzegamy ich – my chodzący po świecie, po ulicy, jeżdżący tramwajami...

Powinniśmy wszyscy razem z całym przekonaniem, zawierzeniem zwrócić się do Boga o łaskę zdrowia i o Miłosierdzie Boże dla nas i dla wszystkich chorych. Powinniśmy pamiętać, że jak powiedział Jan Paweł II, chorzy mają „większe prawo do Chrystusa”, zwłaszcza Chrystusa w Ogrójcu - opuszczonego, samotnego i cierpiącego.

My lekarze powinniśmy poprosić wszystkich chorych o przebaczenie nam zmęczenia, chłodu, braku czasu oraz o modlitwę za nas, o naszą lepszą wiedzę, o lepsze podejście, o takt i miłość.

Natomiast wszystkim chorym życzę, aby spotykali lekarzy pielęgniarki i położne, którzy w swojej posłudze będą się radować z cieszącymi się i martwić z cierpiącymi, by spotkali ludzi z żywym poczuciem obowiązku i przywiązaniem do wartości, których cechuje wyrozumiałość, cierpliwość, odważna stanowczość, czułość, o której mówi Ojciec Święty Franciszek, prosty gest i uśmiech, których praca ma znamiona apostolstwa.

Z oczyszczeniem serca, ze wzmocnieniem duszy, przyjdzie do nas wszystkich wewnętrzna radość, nadzieja i rzeczywista poprawa stanu zdrowia.