Polskie Wigilie

Boże Narodzenie. Jest w tym święcie wszystko. Jest blask, jest kolor, jest muzyka i śpiew, jest zapach i smak, jest radość i są łzy, jest zaspokojenie serca i zaspokojenie duszy. Polskie Wigilie. Tyle ich było. Były wesołe i smutne, w rodzinnym domu i wśród obcych, w czasie wolności i niewoli, w czasie wojny i pokoju.

I była sto lat temu wigilia u Macieja Boryny w Lipcach. Boryna – chłop mądry, mocny i prawy, gospodarz kochający swoją ziemię, swoje zagony. Reymont – genialny samouk, dostał w 1924 roku nagrodę Nobla za powieść „Chłopi”. Zaczął tę książkę słowami: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Dzisiaj Nobla by nie dostał. Nazbyt pobożnie pisał. Reymontowski opis wigilii warto przypomnieć: „wszędy stawiano w kącie od wschodu snop zboża, okrywano ławy czy stoły płótnem bielonym, podścielano sianem i wyglądano oknami pierwszej gwiazdy (…). Jest! Jest! – wrzasnął naraz Witek. Juści, że była (…) rodziła się gwiazda i zda się rosła w oczach, leciała, pryskała światłem, a coraz bliżej była (…). Czas wieczerzać, kiedy Słowo Ciałem się stało (…). Weszli do domu i zaraz też obsiedli wysoką i długą ławę (…). Uroczysta cichość zaległa izbę. Boryna się przeżegnał i podzielił opłatek pomiędzy wszystkich, pojedli go ze czcią, kieby ten Chleb Pański. (…) a chociaż głodni byli, boć to cały dzień o suchym chlebie, a pojadali wolno i godnie”.
 
A teraz inna wigilia, inna miejscem i nastrojem. Kazachstan, Semipałatyńsk. Wspomina ją pani doktor Barbara Piotrowska–Dubik w swojej książce pt. „Kwiaty na stepie”: „Zbliżało się Boże Narodzenie 1945 roku. Wojna już się skończyła. Dla nas to już były szóste Święta Bożego Narodzenia przezywane w lepiankach Kazachstanu. Przyjdź Panie Jezu – prosimy – i wyprowadź nas z tego mroku niewoli. Modlimy się żarliwie – mamusia, brat Adaś i ja. Poszliśmy na cmentarz do naszego małego Jędrusia – synka i braciszka, który odszedł do Nieba jesienią 1942 roku. Miał zaledwie 5 lat. Tak krótko żył, a tak wiele rozumiał. Mogiłka zawiana była śniegiem, a krzyż zwrócony na Zachód, w stronę ojczyzny, Polski. Łzy zamarzały na naszych twarzach, a w ojczyźnie tatuś, który wrócił z niewoli niemieckiej z Murnau i nasi najbliżsi po raz pierwszy po wojnie zasiądą do wigilijnego stołu, ale bez nas ciągle bez nas (…). Wróciliśmy do naszej izdebki. Zinajda (Rosjanka) modliła się przed swoją ikoną, którą wydobyła z ukrycia. Ubogi stół wigilijny był przygotowany”. Tak to było na nieludzkiej ziemi, na wschodzie.
 
A.D. 2009. Święta są udekorowane, dostatnie. Choinki, ozdoby i lampki takie co nie robią pożarów. A po wojnie choinki płonęły. Owijałam drucikiem prawdziwą świeczkę i czepiałam do gałązki. Śnieg z waty, czerwone jabłuszka, orzechy i cukierki w kolorowych papierkach, ciasteczka i łańcuchy ze słomki i bibułek własnoręcznie robione. I też było pięknie! Walczyłam o to, aby spać pod choinką. Czasem „niechcący” spadł w moje ręce cukierek… .
Niech Bóg nam błogosławi i nie opuszcza nas. Niech Dzieciątko Jezus znajdzie miejsce w naszym domu. Niech nie powtórzy się historia z Betlejem, gdzie był gościem kłopotliwym. Broń nas Panie Boże od tego! Wesołych Świąt!
Barbara Krzyżagórska