Piekarnia na Kwiatowej

Obok dużego domu, w którym mieszkała rodzina D z tyłu od strony ul. Sarny, na tej samej posesji znajdował się drugi mały. Ojciec otrzymał go również w ramach rekompensaty po spalonych domach. Mieszkał w nim przed rokiem 1939 dozorca, który pilnował pensjonatu, ogrodu oraz dzieci.

Gdy domek stał się własnością ojca, ten przekształcił go w piekarnię, wynajął fachowcom, którzy piekli tu chleb, przeważnie dla mieszkańców Warszawy. Takich piekarni było tu wiele. Na ulicy Wspólnej przy placu Trzech Krzyży stały kobiety – handlarki, które odbierały chleb z Miedzeszyna i sprzedawały ludziom. Chleb był bardzo smaczny szkoda, że teraz tego smaku już nie ma. Był to tzw. chleb Nałęczowski pieczony z mąki przywożonej z Nałęczowa. Zdobywanie mąki w czasie wojny było niełatwą sprawą. Trzeba było pojechać pociągiem np. do Nałęczowa, potem szło się kilka kilometrów na wieś. Mąkę pakowano do papierowych toreb (około 20 – 30 kg) i niosło się ją do pociągu. Innej komunikacji nie było, brakowało także rowerów. W pociągu trzeba było pilnować się i chować przed żandarmami. Worki wchodziły pod ławkę, pod siedzenia. Jednego razu była łapanka, R wraz z siostrą schowali się na dachu, w takiej budce pociągu i ten sposób ocalili siebie. Żandarm jak odkrył przemycany towar to albo zabierał go, albo dawał się przekupić pieniędzmi. Ciasto wyrabiano ręcznie i pieczono w piecu drzewnym. Długie kloce cięto na szczapy i palono nimi w piecu. Żar wybierano z rozgrzanego pieca i dopiero wtedy wkładano chleb. Przed wsadzeniem ciasta piekarz polewał palenisko wodą po to by wytworzyć odpowiednią wilgotność i zapobiec spaleniu się chleba. W tym samym piecu okoliczne gospodynie wypiekały swoje ciasta w okresie przedświątecznym. Trzeba było pilnować pieca, nie było zegarów ani termometru, wyczuwano kiedy chleb jest już upieczony. Po wojnie trzeba było piekarnię zlikwidować. Spowodowały to nowe przepisy. Po zabraniu pieca dom stał się budynkiem gospodarczym a potem ok. 1950r budynkiem mieszkalnym i stan ten trwa do dziś. W 1978 r odkryto w nim pocisk, który trzeba było usunąć.

Barbara