Życie jest drogą

z książki francuskiego jezuity, Pierre Teilharda de Chardin:

        Z górskiego schroniska wyruszyli w góry ku szczytom turyści. Wyruszyli bardzo wcześnie, wraz ze wschodem słońca. Mieli szansę zdobycia najwyższych szczytów, bo pogoda zapowiadała się wspaniała.  Byli w pełnej formie, wypoczęci, dobrze zabezpieczeni, przygotowani. wszystko było do końca przemyślane i realizowane zgodnie z planem. Wyszli, wyruszyli. Jak by sie z tego schroniska gwałtownie wysypali. Ogarnęła ich radość maszerowania, pokonywania wzniesień. Przyświecała im myśl o osiągnięciu szczytu. Przeczuwali szczęście, satysfakcję. widzieli w tym dokonaniu potwierdzenie siebie. Towarzyszyła im nadzieja, że ujrzą cudowne, wspaniałe widoki. Tego się nie da opisać, tego nie sposób wyrazić słowami. To trzeba przeżyć samemu. Im wyższe, im trudniejsze do zdobycia szczyty, tym głębsze doświadczenie piękna, wchłanianie przestrzeni. Podziwianie zmienionych proporcji, kształtów, półcieni, całej gamy rzadko spotykanej kolorystyki. Tego się nie da opisać. Była to wyobraźnia towarzysząca turystom w punkcie wyjścia.
     
        Ale już po krótkim czasie cały ten ciąg ludzi rozrzedza się, pierwsi idą żwawo przez cały czas, inni zwalniają tempo, zatrzymują się, zostają. Odczuwają zmęczenie. Niektórzy nawet postanawiają zawrócić. Żałują, że w ogóle wyszli. Nie widzą sensu dalszej drogi. Pesymiści. Znużeni. Powiedzielibyśmy - krótkodystansowcy. Im najszybciej odeszła ochota podejmowania dalszego marszu. Ani wizja zdobywanego szczytu, ani przeczuwana wielka satysfakcja już nie działają. Pierwszoplanowo działa zmęczenie. działa niepokój ogromnej odległości i zbytniego trudu. Poddali się temu wrażeniu, przemęczeniu, zniechęceniu. Jeszcze bardziej czują sie osłabieni. Nic dziwnego, że rezygnują.

       Jest inna grupa ludzi, którzy także wyruszyli i pod wpływem nowych widoków, nowych wzniesień, na których się znaleźli, odnoszą wrażenie, że tu jest tak bardzo pięknie. Przychodzi pokusa: Może by się tu już zatrzymać? Po co iść dalej? Słońce świeci, czy nie lepiej podziwiać tu, gdzie się jest? I biwakują. A później, kiedy wracają wszyscy turyści, i oni wracają, włączają sie w szeregi zwycięzców, jak gdyby nigdy nic. Oni też wracają "z gór".

       Na szczęście są żarliwcy, prawdziwi turyści. Ci idą wytrwale! Nie odrywają oczu od wierzchołka, który postanowili zdobyć. Owszem, kiedy ktoś zarządza przerwę na odpoczynek czy posiłek, zrzucają ciężkie plecaki, siadają, masują nogi, przeżywają relaks, posilają się, ale ciągle jedna myśl im towarzyszy, wielkie zadanie do wykonania: zdobyć szczyt!

      Droga, na której się znaleźli, na której się zatrzymali, to tylko pierwszy etap, krótki moment odpoczynku. Ich droga to droga - kroczenie do przodu. Musi jej wciąż ubywać. Droga musi byc wypełniona ruchem. Musi być przemierzana. Musi być szansą pokonywania siebie. Musi być drogą, którą sie po prostu idzie. A więc idą. Są w drodze.