Konflikt w konfesjonale


Ocalić słowa spowiednika

Jeśli penitent czuje się niewłaściwie traktowany, w przyjęciu odpowiedniej postawy ogromnie pomocne może być tzw. presuponedum, czyli „wstępne założenie”, jakie na początku Ćwiczeń duchownych daje kierownikowi duchowemu i odprawiającemu rekolekcje św. Ignacy Loyola. Ma ono ułatwić dialog w Ćwiczeniach, by mógł przebiegać bez nieporozumień, a sytuacje niejasne były rozwiązywane w duchu zgody, pokoju i wzajemnego rozumienia. „Aby zarówno dający Ćwiczenia Duchowne, jak i przyjmujący je – mówi Ojciec Ignacy – bardziej pomagali sobie wzajemnie i postępowali [w dobrem], trzeba z góry założyć, że każdy dobry chrześcijanin winien być bardziej skory do ocalenia wypowiedzi bliźniego, niż do jej potępienia. A jeśli nie może jej ocalić, niech spyta go, jak on ją rozumie; a jeśli rozumie ją źle, niech go poprawi z miłością, a jeśli to nie wystarcza, niech szuka wszelkich środków stosownych do tego, aby on, dobrze ją rozumiejąc, mógł ją ocalić” (Ćd 22). W sytuacji niezrozumienia pomiędzy dającym rekolekcje a odprawiającym je, Ignacy doradza podjęcie pewnych kroków. Można je zastosować w analogicznej sytuacji konfliktowej w konfesjonale.

Zarówno spowiednik, jak i jego penitent – jako dobrzy chrześcijanie –powinni być bardziej skorzy do „ocalenia wypowiedzi bliźniego, niż do jej potępienia”. Kiedy więc penitent czuje się zraniony jakimś słowem spowiednika, wówczas, analizując je w kontekście całego spotkania, winien założyć, że spowiednik chciał mu pomóc, choć może uczynił to niezbyt zręcznie. Emocjonalność wielu mężczyzn, także i księży, bywa nieraz nieco surowa. Wstydzą się niekiedy przyjmować życzliwość i okazywać ją. I choć to, co mówią, brzmi szorstko, za ich niezręcznie wypowiadanymi zdaniami kryje się często dobre, wręcz czułe serce. Tacy mężczyźni są nieraz doskonałymi spowiednikami. Zbytnia wylewność i czułość w konfesjonale bywa zwodnicza i myląca, a czasami nawet trująca. Spowiednik, który chwali penitentów czy schlebia im, usypia ich i zwodzi, a przez to także okłamuje. Jeden z Ojców pustyni twierdził, że spowiednik, który chwali grzesznika, oddaje go w ręce diabła. Grzesznik winien być napominany. Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło (J 5, 14) – mówił Jezus do uzdrowionego. Kobietę upadłą, którą obronił przed ukamienowaniem, napominał: Idź i odtąd już nie grzesz (J 8,11).

Słysząc trudną mowę spowiednika, penitent winien najpierw ratować jego słowa, zakładając, że jest dobrym chrześcijaninem, gorliwym kapłanem i chce służyć swoim upomnieniem. Mocne słowa księdza w konfesjonale czy na ambonie nie będą nas ranić, jeśli potraktujemy je jako adekwatną do naszych grzechów przestrogę. Kiedy w 1993 roku Jan Paweł II na Sycylii ostro napomniał mafię za popełniane przez nią zbrodnie, wołając podniesionym głosem: „Nawróćcie się, bo kiedyś wybije godzina sądu”, zatwardziali sycylijscy mafiosi uznali, że Papież obraził nie tylko ich, ale także wszystkich Sycylijczyków. Penitent, który nie szuka rzeczywistego nawrócenia, łatwo się zamknie i obrazi, gdy spowiednik upomni go lub wskaże przewidywane skutki jego grzechu. Słuszne upomnienie, choć bywa nieraz bolesne, nie jest dla człowieka poniżające. Wręcz przeciwnie – pomaga w odzyskaniu godności.